Powierzchnia Gambii jest niewiele większa od powierzchni województwa opolskiego – najmniejszego województwa w Polsce. Zamieszkuje ją około 1,7 milona mieszkańców. Kraj podzielony jest na 6 dywizji, gdzie wyróżnione są podziały etniczne, różniące się głównie tradycją i językiem, i tak wyszczególniamy m.in. plemiona Mandinka (najliczniejsze, ok. 50% społeczeństwa), Fulania czy Diola.
Każdy Gambijczyk posługuje się biegle językiem urzędowym, czyli angielskim. Trzeba zaznaczyć, że państwo Gambia powstało w 1965 roku, wcześniej była to kolonia brytyjska. Dumą mieszkańców kraju jest prezydent – urzędujący nieprzerwanie już 16 lat.
Po kraju można bez przeszkód podróżować samodzielnie – taksówki są stosunkowo tanie, a kierowcy bardzo chętnie dzielą ciekawostkami i informacjami o tym, co zobaczymy wokoło. Spotkania z rdzennymi mieszkańcami Gambii dostarczyły mi bardzo wiele radości i pozytywnej energii. Powszechnie słyszane hasła: „Gambia no problem”, „It’s nice to be nice” czy „keep smilling” chyba już na zawsze będą kojarzyć mi się z Gambią.
Niezależnie od tego, czy była to przeprawa przez dżunglę w Parku Narodowym Makasutu, gdzie podziwiałam nie znane mi do tej pory gatunki roślin, czy wieczorna animacja w hotelu, którą przygotowali rdzenni mieszkańcy wioski, czy też przeprawa promowa do Senegalu lub napotkani na plaży handlarze – wszędzie spotykałam się z uśmiechami.
Przed wyjazdem do Gambii przygotowaliśmy nieco drobiazgów i wyprawki dla dzieci. Odwiedziliśmy jedną ze szkół, sprawiając upominkami niesamowitą frajdę gromadzie kilkulatków. Dzieci chodzą do szkoły w jednakowych strojach. Dzięki temu nie widać między nimi różnicy w możliwościach finansowych ich rodziców.
Stolicą Gambii jest wyspa Bandżul, gdzie rzeka Gambia wpada do Oceanu Atlantyckiego. Miasto nie jest jednak stworzone dla turysty. Polecam jednak wybrać się na Albert Market, będący dobrze zaopatrzonym rynkiem z lokalnymi przyprawami, żywnością, ubraniami i pamiątkami. Zawsze można się potargować i zakupić coś oryginalnego.