Odyseja Robinsona
Żeby jednak zarezerwować sobie absolutny spokój na jednej z ponad 140 opustoszałych chorwackich wysp, trzeba się pospieszyć. Amatorów robinsoningu – bo tak nazywa się ta modna ostatnio forma spędzania wakacji – jest dużo i nie odstraszają ich bynajmniej dosyć słone ceny za odcięcie od świata żeby, niczym Robinson Cruzoe, zagwarantować sobie tydzień totalnej samotności w surowym kamiennym domku, z jedną a co najwyżej dostawą żywności i łodź, którą można przepłynąć na sąsiednie wyspy…
Ten archipelag, będący wielkim Parkiem Narodowym na Adriatyku to namiastka księżyca na ziemi. Skaliste, skąpo porośnięte wyspy o najdziwniejszych kształtach, które tworzą dla żeglarzy prawdziwy labirynt. Tam, gdzie naprawdę można odczuć co to jest samotność, nakręcono kultową Odyseję. I każdy, kto odwiedzi Kornaty stwierdzi, że lepszej scenerii nie można było wybrać.
Robinsoning to wyzwanie ekstremalne. Bo z chwilą wypłynięcia z portu klamka zapada – najbliższa dostawa żywności jest za 3 – 4 dni i wtedy można zrezygnować z dalszego podziwiania endemicznej roślinności, niezwykłych widoków opustoszałych wysp pokrojonych kamiennymi murami i spotkań z owcami i dzikimi osłami.
Dla jednego niezwykłego widoku warto zjawić się na wyspach pierwszą niedzielę lipca. Wtedy na Kornatach pojawiają się tysiące łodzi z pielgrzymami, płynącymi do kościoła Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny.
Szałwia i stare koronki
Namiastkę robinsoningu można mieć równie dobrze na Pagu, innej dalmackiej wyspie. Tutaj również napotkamy ten księżycowy krajobraz, tak charakterystyczny dla Kornatów, gdzie jedynymi żywymi istotami są owce, wyskubujące spomiędzy kamieni pojedyncze roślinki. Ale, jeśli samotność zacznie doskwierać, wystarczy przenieść się na drugą stronę wyspy i już jesteśmy w innej bajce.
Pag to wyspa już na pierwszy rzut oka niezwykła – długa na 65 kilometrów, z potężną kilkunastokilometrowej szerokości zatoką w centralnej części wyspy, wyglądającą z góry jak olbrzymia marina i kilkoma mniejszymi, co powoduje, że linia brzegowa ma aż 270 kilometrów.
Południowa część Pagu porośnięta jest bujną roślinnością, natomiast wyspa od strony północno – zachodniej przypomina kamienistą pustynie. To wskutek wiejącego tu od gór velebickich silnego wiatru Bora, nanoszącemu na pónocno zachodznią stronę wyspy krople słonej morskiej wody. Bora właśnie Pagowi w Chorwacji najbardziej daje się we znaki. Gdy późną jesienią zaczyna wiać, życie na tej wyspie zamiera.
Na szczęście w lecie zastępuje go mistral – cudowny, ciepły wiatr, który powoduje że temperatura średnia powietrza w miesiącach wakacyjnych wyosi 29 (!) stopni celsjusza a temperatura bajecznie czystej, turkusowej wody w Adriatyku – 24 stopnie.
Gdy skwar staje się nie do wytrzymania, uciekając z plaż warto zapuścić się w wąskie, kamienne uliczki XV-wiecznego miasteczka i zajrzeć do muzeum „paskich cipek”, czyli misternych koronek. Tkane miesiącami a czasem latami przez miejscowe kobiety są miejscową specjalnością, słynną na cały świat tak jak paski syr, powstały z mleka owiec, żywiących się głownie szałwią, nieśmiertelnikiem i aromatycznymi ziołami. Ser jest tak ceniony, że cała przyszłoroczna (!) produkcja jest już sprzedana a koronki, których ceny idą w tysiące euro, rozchwytywane są głównie przez włoskich turystów, przypływających wodolotami z Ancony. Nic więc dziwnego, że zarówno ceny sera jak i koronek są słone jak nie mniej znana paska sól, produkowana w największej chorwackiej warzelni w prosty sposób – wlewa się trochę morza do specjalnych odstojników i czeka aż woda wyschnie…
Winnetou był tu
Z Pagu na stały ląd można dostać się promem lub przez imponujący most. Warto przejechać nim by wspiąć się i spojrzeć na wyspę z 1000 metrów nad poziomem morza. Wtedy będziemy już w Velebitach, majestatycznym paśmie gór Dynarskich. Jeśli komuś tutejszy krajobraz skojarzy się z plenerami z filmów o Winnetou, nie pomyli się ani na jotę – tu właśnie realizowano ekranizację powieści Karola Maya. Velebity to, według organizacji World Wild Found, jeden z 10 najważniejszych na świecie parków narodowych. Z kolei Paklenica – południowa część pasma, będąca również parkiem narodowym, to Mekka wspinaczy. Krasowe skały w Kanionie Wielkiej Paklenicy na codzień oblepione są miłośnikami wspinaczki. Często jednak pojawiają się tu kowboje – to znak że filmowcy znów kręcą tu jakiś western.
Nie tylko Pretty Women
Jeśli natomiast zaczniecie bardziej niżna zabytki zwracać uwagę na pięne kobiety – to znak, że znależliście się w Zadarze. Uroda mieszkanek tego 80-tysięcznego miasta znajduje potwierdzenie w statystykach – osiem na dziesięć ostatnich Miss Chorwacji pochodzi właśnie z Zadaru i okolic.
Również pod względem architektonicznym Zadar to jedna z pereł Dalmacji. Starówka na potężnym półwyspie nie bez kozery porównywana jest do Wenecji, w której władaniu, począwszy od 1202 roku miasto było przez kilkaset lat. Wcześniej jednak, bo trzy wieki przed naszą erą, Zadar należał do Cesarstwa Rzymskiego. Pozostałość z tych czasów to rzymskie forum, na skraju którego zbudowano w IX wieku kościół św. Donata. Ta monumentalna rotunda, będąca symbolem miasta, jest porównywana z kaplicą Karola Wielkiego w Akwizgranie. Miejscowi przewodnicy podkreślają, że ta surowa, wczesnoromańska konstrukcja wywierała zawsze wielkie wrażenie na Alfredzie Hitchcocku, słynnym reżyserze, który kilkakrotnie odwiedzał Zadar.
Tego twórcę horrorów do miasta przyciągał zapewne największy skarb – ćwierćtonowa skrzynia ze złota i srebra, w której znajdują się relikwie św. Szymona. 15 sierpnia w kościele pod wezwaniem tego świętego wieko skrzyni jest unoszone i wtedy można zobaczyć zmumifikowane ciało. Jednak pielgrzymi, którzy tylko po to zjawiają się w Zadarze w sierpniu, są wtedy wniebowzięci.
Jest jeszcze jeden symbol Zadaru – to maraschino, słynny zadarski likier, którego lepiej jednak nie spożywać zbyt dużo. Bo może się nam urwać ten piękny chorwacki film.