W krainie dzikich zwierząt

Finlandia – śladami Muminków i nie tylko
Kuchnia chorwacka
marker
Republika Południowej Afryki
mix
Dzika przyroda
Tekst i zdjęcia:
Natalia Rożniewska, studentka weterynarii, blogerka
Praca w klinice dla dzikich zwierząt to ciężka praca i ogromna radość. Nasza praca polegała na tym, by wypuścić na wolność dzikie zwierzęta, które do nas trafiły. W większości ptaki drapieżne, ale też mangusty.

Praca w klinice dla dzikich zwierząt to ciężka praca i ogromna radość. Nasza praca polegała na tym, by wypuścić na wolność  dzikie zwierzęta, które do nas trafiły. W większości ptaki drapieżne, ale też mangusty.  Były też chwile zwątpienia, kiedy młoda antylopa przestała jeść z butelki. Została osierocona przez kłusowników i przez pięć dni pozostała samotna w buszu bez jedzenia i wody. Nie pomagały żadne leki, ani kroplówki – maleńki Reed Buck w ogóle nie wykazywał chęci do życia. Zdecydowaliśmy się na eksperyment i wypuściliśmy malucha do innej antylopy, która straciła uszy w pożarze. Mimo, że oboje są przedstawicielami różnych gatunków, plan zadziałał. Młody po paru dniach zaczął podążać w ślad za nową koleżanką, a teraz nie odstępuje jej na krok. Płoszy się wtedy, kiedy i ona, próbuje tych samych roślinek i uczy się życia. To fascynujące móc obserwować jego pierwsze kroki, zwłaszcza, że pozostawiony w buszu, nie miałby szans na przetrwanie.

Opieka na Wallisem
Udało mi się również wykarmić dziką świnię – Wallisa – i to z nim najciężej było się rozstać. Przez dwa tygodnie obserwowałam jak dojrzewa i zmienia się. Teraz potrafi już samodzielnie jeść i uwielbia taplać się w swoim bajorku. Mam nadzieję, że niebawem pozna dziewczynę i nie będzie długo samotny.
Będąc w Durbanie miałam również okazję przeprowadzić sekcję zwłok rekina młota w instytucie badającym te niezwykłe drapieżniki. Wyszkoleni strażnicy codziennie przeszukują siatki zanurzone w oceanie, które chronią surferów przed niebezpiecznym spotkaniem. Często zdarza się, że odnajdują zaplątane w sieci rekiny i jeśli nie da się już ich uratować, służą wówczas do badań naukowych. Dwie wątroby i wiele rzędów zębów, które rekin zmienia przez całe życie, to nie jedyne ciekawostki, które można poznać w Instytucie Badania Rekina. Czy wiecie, że te ryby rozmnażają się aż na cztery różne sposoby i mogą rodzić żywe młode, tak jak my? Niestety rekiny są obecnie zagrożone wyginięciem ze względu na okrutny proceder, który ma miejsce również w RPA. Po odcięciu płetw wrzuca się je żywe do wody, gdzie powoli się wykrwawiają.

Będąc w centrum miasta nie mogłam ominąć słynnego oceanarium. Ogromne ryby w wielkich akwariach są zbudowane jakby wewnątrz starego, zatopionego statku, co daje niesamowity klimat podczas zwiedzania bogatej kolekcji. Najbardziej jednak zachwycił mnie pokaz delfinów, które radośnie wyskakiwały z basenu, kiedy treser klaskał dłonią o taflę wody. Te ssaki są nie tylko bardzo inteligentne, ale mają też doskonałą pamięć. Wszystkie ćwiczenia wykonywały synchronicznie, a na koniec pomachały ogonami chlapiąc publiczność słoną wodą.
Na północ kraju znajduje się słynny Park Krugera. Temperatura, jaka tu panuje, sprawia, że męczę się nawet, kiedy stoję w cieniu nic nie robiąc. Nie ma zatem lekko, bo pracy jest mnóstwo.
Pamiętam moją pierwszą noc, kiedy niemal nie zmrużyłam oka. Żaby, świerszcze i inni mniejsi sąsiedzi nie cichną nawet na moment, ale jak do tego chóru dołączą ujadające hieny i nawołujące się lwy, to już nie da się zasnąć. Oto dzika Afryka!

Mama nosorożca

Pierwszego dnia pracy czekał na mnie mały prezent – zostałam mianowana mamą dwumiesięcznego nosorożca o imieniu Deni. Jej mama została postrzelona przez kłusowników dla rogu, a maleństwo trafiło tutaj dopiero po kilku dniach od tragedii w bardzo osłabionym stanie. Pod opieką profesjonalistów najprawdopodobniej za dwa lata wróci na wolność – bo właśnie tyle trwałby proces wychowania młodego nosorożca, gdyby opiekowała się nim jego prawdziwa matka. Spoczywa na mnie wielka odpowiedzialność, ponieważ młode w tym wieku są bardzo podatne na drobnoustroje i wymagają szczególnej troski. Wiąże się to z tym, że muszę karmić Deni dokładnie co trzy godziny przez całą dobę, więc spędzam z nią również i noc – śpimy razem w szpitalu. Mleko musi być przygotowywane zawsze na świeżo według receptury opracowanej na podstawie wieloletnich doświadczeń zdobytych przez pracowników Moholoholo (ang. the great one), czyli Centrum Rehabilitacji Dzikich Zwierząt. Za dnia natomiast chodzimy na spacery i uczymy się „czystości”, czyli mama pokazuje, jak kąpać się w błotku.
Opiekę nad Deni dzielę z drugą wolontariuszką, dzięki czemu co drugą noc mam szansę wyspać się w łóżku, a także uczestniczyć w szkoleniach. Podczas szczepienia gepardów dowiedziałam się, jak przygotować lek w odpowiednich strzykawkach oraz jak załadować nimi specjalną strzelbę. Odbyłam też kurs z tropienia zwierząt w buszu. To niesamowite, jak wiele można odczytać z najróżniejszych śladów, które zwierzęta zostawiają za sobą, a których do tej pory wcale nie zauważałam. Udało nam się dotrzeć do rodziny żyraf, które otoczyły nas bacznie się przyglądając. Jedna z nich była niemal całkiem czarna, a to oznacza, że osiągnęła już podeszły wiek, ponieważ te zwierzęta z wiekiem zmieniają barwę sierści na ciemniejszą. Natomiast za plecami mamy nieśmiale wyglądało około półroczne „maleństwo”. W końcu znudzone naszym widokiem, żyrafy pogalopowały z gracją znikając w gęstym lesie.
Gdy przywieziono do ośrodka antylopę ze złamaną nogą, trzeba było szybko reagować. Musiałam założyć opatrunek usztywniający na czas, zanim przyjedzie weterynarz. Nie było to proste, jako że wystraszone zwierzę wierzgało nogami, a silny stres mógł spowodować nawet śmierć antylopy. Na szczęście maleństwo jest już w dobrej formie, chociaż zapewne minie jeszcze wiele tygodni, zanim pogalopuje na wolność.

Sekcja słonia

Kiedy doszła do nas informacja o padłym słoniu, decyzja o zabraniu studentów do zrobienia sekcji zwłok była natychmiastowa. Również na uczelni bardzo często uczymy się na martwych zwierzętach, jednak jeszcze nigdy nie miałam okazji poznać wnętrza tych osobliwych olbrzymów. Dobrze, że wzięliśmy ze sobą latarki, bo kiedy skończyliśmy, był już środek nocy. Wokół słonia stały zaparkowane jeepy z włączonymi światłami i silnikami, które miały odstraszyć potencjalnych gości. Woń świeżego mięsa mogła w każdej chwili przyciągnąć lwy i hieny, jednak na naszej drodze stanął inny przeciwnik. Kiedy już wracaliśmy, nagle w świetle reflektorów ukazał się ogromny samiec słonia. Zapach martwych kuzynów wzbudza w słoniach agresję, więc nasz kierowca gwałtownie przyspieszył wymijając zwierzę w ostrym zakręcie. Ponieważ jechaliśmy z tyłu na pace pick up’a wrażenie było tym mocniejsze, na szczęście słoń pozostał na swoim miejscu i nie próbował nas gonić. Gdybyśmy go jednak nie zauważyli, z łatwością mógłby przewrócić i stratować cały samochód…
W niedzielne popołudnie padła propozycja wycieczki do kanionu rzeki Blyde, położonego wśród oszałamiających Gór Smoczych, które porośnięte są gęsto zieloną roślinnością, będącą domem dla wielu drapieżnych ptaków, a także dla lampartów. Ten największy zielony kanion na świecie tętni życiem i przyciąga hipopotamy, które zakładają swoje rodziny w otoczeniu trujących roślin, mających chronić młode przed drapieżnikami. Hipki rodzą się pod wodą, po czym wynurzają się na powierzchnię, aby zaczerpnąć pierwszy oddech. Wkrótce po tym zanurzają się z powrotem i ssą mleko matki również pod wodą. Podczas rejsu rzeką pomiędzy czerwonymi klifami podziwiałam płaczącą twarz ukrytą w skale. To wodospad Kadishi, którego nietypowa formacja przypomina ludzką głowę zalewającą się łzami. Dalszy spacer wśród lian, małp i gęstego buszu zaprowadził nas do malowniczej doliny, gdzie mogliśmy zaczerpnąć orzeźwienia skacząc z wodospadu – nieco mniejszego, niż ten poprzedni.

Obława na krokodyla
Przepyszne śniadania z górą owoców należały w Afryce do codzienności. Pewnego dnia jednak słodka przyjemność została przerwana przez naszego przewodnika, który zwoływał studentów do samochodu. Ruszyliśmy nieświadomi celu w nietypowym dla tego kraju pośpiechu. Na miejscu okazało się, że jego przyczyną był czterometrowy krokodyl. Od dawna polował na ludzi i chociaż przenoszono go już wielokrotnie w inne miejsca, to za każdym razem wracał do wiosek. Tym razem zdecydowano się go ustrzelić, jednakże właściciel naszego ośrodka – Brian Jones – wybłagał od służb ostatnią szansę dla gada i zobowiązał się zorganizować akcję schwytania drapieżnika i wypuszczenia go w bardzo odległym i odludnym miejscu. Kiedy dojechaliśmy, klatka z przynętą była już gotowa, a krokodyl krążył w pobliżu. Mimo wielu godzin, nie udało nam się go tym razem schwytać, chociaż wielokrotnie byliśmy już blisko sukcesu. Niemniej pracownicy Moholoholo będą próbować dotąd, aż w końcu odniosą sukces.
Ostatniego dnia w Krugerze pojechałam z właścicielem ośrodka do parku, żeby zmienić taśmy w kamerach ukrytych na drzewach oraz w zaroślach. Ten specjalistyczny sprzęt ma służyć śledzeniu nie zwierząt, ale ich prześladowców – kłusowników. Jest to dość skuteczna metoda, która pozwoliła wytropić wielu zabójców, niekiedy jeszcze zanim dokonali okrutnych zbrodni. Podczas jazdy wzdłuż wodopoju na naszej drodze stanął ogromny samiec słonia wachlujący się uszami. Przystanęliśmy w pobliżu i obserwowaliśmy zwierzę, które jednak okazało się być zdenerwowane naszą obecnością. Słoń zagroził nam machając głową i trąbą, a następnie zbliżył się do samochodu aż na trzy metry, zanim Brian włączył silnik i uciekliśmy w bezpieczne miejsce. Emocje – bezcenne!
Jak się okazało, dzięki Travelplanet byłam pierwszą Polką, która pracowała dla Moholoholo. Czas, który tam spędziłam, minął mi zdecydowanie za szybko, a pożegnanie z Afryką przyszło z ogromnym trudem – miałam wrażenie, że mogłabym tam zostać znacznie dłużej, a może nawet na zawsze. Dlatego wiem, że będę tęsknić. Wiem też, że kiedyś tam wrócę – na pewno.

POWRÓT DO LISTY INSPIRACJI

POPULARNE PODRÓŻE