„Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na jedwabnym szlaku” to książka autorstwa Roberta Robba Maciąga – dziennikarza, fotografa i podróżnika, laureata konkursów: Podróżnik Roku miesięcznika Podróże i zdobywcą Travelera miesięcznika National Geographic. Wbrew pozorom nie jest to książka o Jedwabnym Szlaku, lecz przede wszystkim o ludziach, którzy nim podążają i o tych, którzy mieszkają na jego trasie. O ludziach i o spotkaniach z nimi przy tytułowej herbacie.
„Ledwo pojawiały się pierwsze domy kolejnej wsi, a rozbrzmiewały nowe nawoływania, następne zaproszenia. Znów była kawa z kardamonem i znów herbata. Herbata była zawsze gorąca, tak jak zaproszenie do domu. Od Damaszku przez Azję Środkową do Chin.” – Robert na ponad 300 stronach opisuje i prezentuje (książka jest bogato ilustrowana), na czym polega prawdziwa magia azjatyckiej gościnności. Książka napisana w prawdziwie reporterskim, porywającym stylu, traktuje o kulturach i mieszkańcach odwiedzanych przez autora, azjatyckich regionów.
“W drodze przez Turkmenistan trzeba przejechać przez Mary. Prowadzi przez nie droga do Uzbekistanu i nie da się go ominąć. Tak jak kiedyś, w czasach Jedwabnego Szlaku, była to ważna oaza, tak i teraz jest to jedno z największych miast Turkmenistanu. Mary było kiedyś jednym z największych miast świata. W XII wieku mieszkało w nim 200 tysięcy ludzi. Zostało niemal stolicą imperium arabskiego, gdy za czasów Abbasyd? w IX wieku Al-Mamun postanowił przenieść stolicę z Bagdadu właśnie tutaj.
Dziś stoją obok siebie dwa miasta. Obok betonowego i pełnego bloków stoi stare — z budowlami z gliny. Obrócony w ruinę przez liczne najazdy i uciekający czas opustoszały szkielet miasta. Dziś życie toczy się już tylko w tym betonowym, i właśnie dlatego przyszło nam je odwiedzić.
Na bazarze wszyscy byli nami zainteresowani. Czasem zwyczajnie: „A wy z Ameryki? A nie, z Polski. A to szkoda”. Czasem właśnie na wieść o naszym pochodzeniu pięćdziesięcioletni mężczyźni wspominali swój pobyt w armii w Legnicy, w Jaworze, we Wrocławiu czy w Brześciu i na nic zdawały się tłumaczenia, że Brześć to na Białorusi.
No, może i tak, ale do Polski tylko kilka kilometrów, no i przychodziła do nas taka piękna Polka,
Krystyna. Ta to była cud dziewczyna! A Jawor znacie?”.
A znamy, mieszkamy może 20 kilometrów od Jawora.
„A bo ja tam kolegę miałem, Witek mu było na imię. Świetny kolega to był”.
A kiedy to było?
„A gdzieś w 1976!”.”
“Gdy zaszliśmy na bazar, by zrobić kilka portretów, towarzyszyły nam uśmiechnięte spojrzenia, czuliśmy też niemal przymus picia herbaty i snucia opowieści. A jak to jest w Polsce? A z czego u was się żyje? A czy to jest dobry kraj do życia? I czy jest praca? A Robert, zrobisz nam zdjęcie? Zawieziesz do domu, pokażesz ojcu i matce i opowiesz o nas i o tym, jak my tu żyjemy?
Wyjeżdżaliśmy z wrażeniem, że im bardziej władza nie chce w kraju turystów, tym bardziej ludzie, ci zwykli ludzie, są ich ciekawi. Bardziej pomocni, uśmiechnięci.
Po drodze do Uzbekistanu żegnały nas plakaty i murale niczym z ZSRR, kraju, który już dawno nie istnieje, a który wciąż żyje w historiach wielu ludzi. Kombajny buszujące w bawełnie lub urodzajnym zbożu. Bazarowe stragany pełne pięknych, idealnych warzyw i owoców. Obrazek wypełniony wielkimi, kształtnymi arbuzami. Konie. Znów piękne i doskonałe, a tuż obok… rurociąg i gaz. W tle flaga narodowa albo cytat typu: „Prezydent Turkmenistanu rzekł…” lub bardziej zwyczajnie: „Turkmenistan, nasz piękny kraj”.
Fragment książki Roberta Robba Maciąga „Tysiąc szklanek herbaty. Spotkania na Jedwabnym Szlaku”.”