Tym razem autorka zaplanowała wyprawę z peruwiańskiego Iquitos do Ekwadoru. Jej przewodnikiem miał być Herkules, pół-Indianin, będący – jak stwierdza – największym pechowcem, jakiego zdarzyło jej się kiedykolwiek spotkać.
Książkę można podzielić na dwie części. Pierwsza to relacja z samej wyprawy, w szczególności przeprawy przez dżunglę. Można by pomyśleć: cóż może być ciekawego w opisywaniu dżungli, w której niewiele się dzieje? Po przeczytaniu książki wiem, że takie myślenie byłoby całkowicie błędne. W dżungli dzieje się bardzo wiele. Ona po prostu żyje. Beata Pawlikowska opisuje dość dokładnie, jak wygląda taka wędrówka poprzez dżunglę tworzoną przez gęstwinę gałęzi, wielometrowych pnączy i lian, przez którą bardzo trudno się przedzierać, jako że nawet nieraz nie ma tam najwęższej choćby ścieżki. Przebywanie takiej drogi jest jak pokonywanie toru przeszkód. Dodatkowo wszędzie wokół czyhają mieszkańcy dżungli, na których trzeba uważać. Jedni są bardziej niebezpieczni (np. śmiertelnie jadowite węże, pająki, kleszcze, pijawki), inni mniej, za to bardzo kłopotliwi (mrówki, moskity), czy też tacy, których można się porządnie wystraszyć (gwiżdżące tapiry).
Druga część książki ma już nieco inny charakter. Autorka opisuje tu swoje spotkanie z szamanem indiańskim, który udziela jej nauk. Pod ich wpływem odbywa ona podróż w głąb samej siebie i uświadamia sobie znaną, choć czasem zapominaną prawdę: że każdy jest szamanem swojego losu, lecz musi umieć odnaleźć w sobie dar, jaki dostał od życia.
„Blondynka u szamana” trochę mnie zaskoczyła. W moim odczuciu różni się ona nieco od książek Beaty Pawlikowskiej, jakie do tej pory przeczytałam. Tę mogłabym określić jako wielowymiarową, właśnie ze względu na to, iż nie jest to zwykła relacja z wyprawy odbywanej w rzeczywistości, ale też z podróży duchowej, jaką przy tej okazji odbyła autorka.
W tej części książki, w której opowiada o swoim spotkaniu z szamanem, skupia się na własnych odczuciach i przeżyciach. Tu też czytelnik za jej sprawą wkracza w mistyczny świat, w którym nie do końca jest pewne, co jest prawdą, co wizją, a co wyobraźnią.
Język książki, jak zawsze u Beaty Pawlikowskiej żywy, barwny i sugestywny, pozwala w pełni wczuć się w opisywane zdarzenia. Czytelnik może więc w wyobraźni przedzierać się wraz z autorką przez gęstwiny dżungli oraz spróbować dotrzeć do prawdy o życiu i o samym sobie.
Trudno jest jednoznacznie określić, czym były opisane w książce doznania, jakie stały się udziałem autorki. Są one bowiem dość nierzeczywiste. Tu zaciera się granica między światem realnym a nierealnym. Jednak gdy wczytamy się dokładnie w słowa książki, znajdziemy tu wiele mądrości życiowych, nieobcych nam, mieszkańcom cywilizowanego świata.
Dzięki opowieści o spotkaniu z szamanem mamy okazję do tego, by poznać nieco bliżej mentalność, a przede wszystkim filozofię życiową i wierzenia Indian. Przekonamy się też, że choć ich świat z jednej strony jest tak bardzo odległy od naszego świata, to z drugiej strony jest – jak się okazuje – bardzo podobny.
„Blondynka u szamana” to książka niepowtarzalna, przepełniona tajemnicą i magią, niejednoznaczna w wymowie. Świat zwyczajny łączy się tu bardzo mocno ze światem nadnaturalnym. Niezwykle oddziałuje na wyobraźnię czytelnika, który może dokonać własnej interpretacji przedstawionych w niej zdarzeń.
Dodam, że narracja prowadzona jest przez autorkę z dużym, właściwym jej poczuciem humoru, co stanowi dodatkowy walor tej publikacji. Dzięki temu książka potrafi wprawić w znakomity nastrój i sprawić, że kłopoty dnia codziennego choć na chwilę odpłyną w dal.
W książce Beata Pawlikowska wypowiada pewne słowa: „Życie jest piękne”. Właśnie tę prawdę niezmiennie przypominają według mnie jej książki. Być może na co dzień, pochłonięci przez zwyczajną rzeczywistość, nie do końca sobie ją uświadamiamy. Dlatego warto sięgnąć choćby właśnie po „Blondynkę u szamana” i za jej pośrednictwem spojrzeć na ciekawy, różnobarwny, piękny świat. Zachęcam do lektury.