Etiuda filipińska

Smaki Lizbony
Włoskie wakacje w obiektywie
marker
Filipiny
mix
Zwiedzanie
Tekst i zdjęcia:
Barbara Czekaj, Sławomir Szkutnik
Opuszczamy bezpieczną przystań jaką jest nasz dom i łapiemy w żagle pomyślny wiatr na miesięczną podróż po Azji. Każdy kraj ma jakieś szczególne miejsca, miasta, zakątki, stanowiące o tym, że pragniemy je zobaczyć.

Polubić Manilę

To możliwe. Trzeba tylko dać sobie trochę czasu, aby się z nią oswoić. Początkowo przytłaczająca, obcesowa, z czasem uchyla swoje mroczne wrota i wyzwala pozytywne odczucia. Przemierzamy Makati City – wokoło monumentalne wieżowce, międzynarodowe centra biznesu, siedziby banków. Pretensjonalne, lecz zarazem smutne. Marionetkowe postacie spoglądające niewidząco przed siebie, opuszczają w pośpiechu eleganckie biura, zmierzając na posiłek do sieciowych. barów. Odżegnujemy się od eufonii nowoczesnej architektury. Wreszcie przeszklone fasady biurowców ustępują miejsca innym dzielnicom. Zaraz po sąsiedzku toczy się prawdziwe życie, surowa rzeczywistość codzienności. Ulica pulsuje, faluje, mieni się kolorami. Pali się duży budynek, straż pożarna uwija się przy pracy. Po drugiej stronie ulicy w najlepsze kwitnie handel. Takie zdarzenia to tutaj codzienność. Życie toczy się dalej. Na brzegach rzeki piętrzą się slumsy zbudowane z wszelkiego rodzaju materiałów. To co stare, współistnieje tu z jeszcze starszym. Ale tu też żyją ludzie.

Być tu i teraz

W drodze do Dangay Port mijamy urokliwe pola ryżowe. Po drugiej stronie drogi ziarna ryżu suszą się na specjalnych płachtach. W oddali pasą się bawoły tkwiąc po kolana w błotnistej wodzie, ciekawskie białe czaple dotrzymują im towarzystwa.
Ze statku ro-ro właśnie wytoczyły się na ląd wszelkiego rodzaju pojazdy. Pusta dotychczas droga niespodziewanie ożyła. Jaskrawe jeepneye, załadowane do granic możliwości ciężarówki, motocykle. Dobry znak. Mamy szczęście. Naprawili statek i prawdopodobnie uda nam się jeszcze dziś dopłynąć na Boracay.

Filipińczycy, chyba jak każdy naród, kochają rozrywkę. W każdej wiosce, na każdym skwerze, a nawet przy ruchliwej ulicy można zauważyć naprędce zamontowaną  prowizoryczną obręcz do gry w koszykówkę. Po męczącym dniu targowym można przysiąść na ławce i pośpiewać w gronie przyjaciół i znajomych. “Hej, zagraj z nami w bilard. Gramy na pieniądze”, zachęca mężczyzna. Gdy chwilowo brak klientów można zabić czas partyjką szachów.

Swój specyficzny urok roztaczają odwiedzane przez nas w drodze na wyspę Boracay małe miasteczka. Kolorowy targ warzyw i owoców zaprasza barwami, z daleka unosi się swoista woń duriana i drażniący nozdrza intensywny zapach z bazaru rybnego. Zdumiewa mnogość asortymentu w typowych dla Filipin sari-sari-stores, przed maleńkimi, prowizorycznymi stoiskami pogodnie krzątają się sprzedawcy, a czekający na klientów kierowcy trójkołowych motocykli leniwie drzemią w swoich pojazdach ukrywając się przed intensywnie operującym słońcem. Ruch zacznie się, gdy dzieci po zakończonych lekcjach będą wychodzić ze szkoły. Zagadka: Ile dzieci zmieści się do jednego trójkołowca? Odpowiedź jest oczywista. Tyle, ile pomieści pojazd!

Rajska wyspa

I wreszcie jest. Perła Filipin. Boracay. Wyspa o niewielkiej powierzchni, bo jedynie 10 km2,  usytuowana pośrodku archipelagu Visayas, oddalona od Manili 315 km. Wyspa, w której od pierwszego wejrzenia zakochała się Gina Lollobrigida. “Odkryta” w 1968 roku, kiedy to pewna ekipa filmowa poszukiwała do swojej ekranizacji idyllicznego krajobrazu.
Z upływem czasu wyspa zyskiwała coraz większą popularność – również ze względu na obfitość charakterystycznego rodzaju muszli, tzw. puka-shell, które zaczęto wykorzystywać jako surowiec jubilerski. Prócz funkcji zdobniczej muszlom tym przypisuje się także moc chroniącą żeglarzy i podróżników morskich.

Oślepiła nas nieskazitelna biel piasku o konsystencji pudru, zauroczyły turkusowe laguny, kryształowo przejrzysta woda, majestatyczne palmy kokosowe przeglądające się w delikatnych falach mórz Sulu i Sibuyan. Całe wybrzeże jest zachwycające, niemniej jednak plaża White Beach jest najpiękniejszą czterokilometrową wstęgą piasku, wzbudzającą nasz zachwyt nawet przy zachmurzonym niebie. Zażywamy kąpieli i napawamy się naturalnym pięknem. Delikatny wietrzyk owiewa ten skrawek lądu dopełniając uczucie ukojenia i relaksu. Natura – nieomylny architekt krajobrazu – nie poskąpiła tej wysepce gracji i wdzięku. Nie da się zaprzeczyć. Byliśmy w raju.

Wartość poznania

Kiedy wychodzimy ze sklepiku w Binondo – najstarszej na świecie chińskiej dzielnicy w Manili, rozmowę nawiązuje z nami zaciekawiona mieszkanka Chinatown, sympatyczna, starsza pani. “Skąd przyjechaliście, długo lecieliście, jak wam się podoba na Filipinach?”. Rozmowa toczy się miło i przyjemnie. Urwisy skaczące po zaparkowanym przy ulicy pojeździe straży pożarnej wesoło do nas machają i ochoczo zaczepiają. “Kumusta! Mówię w języku tagalskim, a ty?”. “Dokąd idziecie?” –  pyta radośnie kobieta z pobliskich slumsów, gdy spacerujemy po nadbrzeżnym bulwarze. Trzyma na ręku maleńkie dziecko, a reszta gromady natychmiast do niej dołącza. Macha do nas, po czym zawstydzona ukrywa się w głębi domu. “To filipińska szynka” zagaduje nas zaśmiewający się mężczyzna, gdy widzi, że na miejscowym targu w Pinamalayan z zaciekawieniem fotografujemy stoiska z suszonymi rybami. Drobnej postury kobieta chichocze pod nosem, ale skwapliwie prezentuje kruszenie lodu przy pomocy starej ręcznej maszynki. Za parę chwil orzeźwiający napój będzie gotowy.
“Chodź, zobacz, to mój samochód” – staruszek podnosi maskę i dumnie prezentuje zalety pojazdu. “Chcecie dostać lanie?” – drobna kobieta chwyta nagle za drewniany przedmiot i groźnie nim wymachuje. “Żartowałam, to przecież kijanka do prania” – chichocze. Magandang araw sa’yo! Dzień bez uśmiechu jest dniem straconym.

Filipińczycy są niezaprzeczalnym i niewątpliwym bogactwem tego kraju. Uśmiechnięci, promienni, życzliwi, otwarci, ciekawi świata i turystów. Nie tylko wtedy, gdy chcą coś sprzedać, gdy liczą na profity i zysk. Oni po prostu tacy są. Nie mówią zbyt dobrze w obcych językach, ale wiele przekazują. Warto otworzyć się na ludzi, a przede wszystkim przestać mierzyć rzeczywistość europejską miarą. Maligayang paglalakbáy!

Zainteresował Cię kierunek? Więcej informacji: wakacje na Filipinach w Travelplanet.pl

POWRÓT DO LISTY INSPIRACJI

POPULARNE PODRÓŻE