Książka ”Może (morze) wróci” to opowieść o jednej z największych zbrodni dokonanych przez człowieka – o ludzkiej arogancji, niszczycielskiej sile naszych pomysłów. To opowieść fascynująca, ale przede wszystkim przerażająca. Autor, wędrując po Uzbekistanie, odkrywa przed nami owianą tajemnicą dramatyczną historię zanikającego morza i ludzi, którzy od wieków byli z nim związani. Zabiera czytelnika w poruszającą i wstrząsającą podróż do wyschniętego, spękanego dna morza, i każe zastanowić się nad tym, dokąd zmierzamy w swojej nieomylności i braku pokory.
„Październik, pahta — pora zbiorów bawełny. W ciągu raptem 20 lat Uzbekistan stał się jednym z największych eksporterów bawełny na świecie. Jest nim do dzisiaj. Sąsiedni Turkmenistan plasuje się tuż za nim. Pochyleni ludzie zbierają niewinne puchate kuleczki. Biały puch lata w powietrzu jak babie lato. Tak jak w Polsce gdy jedzie się przez Śląsk, mija się hałdy węgla, tak tam mijamy od czasu do czasu wielkie kopce bawełny przypominające leżące na ziemi chmury. Pahta to prawdziwe święto w Uzbekistanie. Święto, które jest jednak podszyte szaleństwem i tragedią. Na kilka tygodni zmienia się wszystko, liczy się tylko bawełna. Nawet autokary i autobusy miejskie są rekwirowane do przewozu białego złota, turyście trudno złapać autokar, spora liczba kursów międzymiastowych jest odwołana.
Bawełna w Uzbekistanie zbierana jest ręcznie, nie za pomocą maszyn. To ponoć dlatego, że takie zbieranie gwarantuje lepszą jej jakość, czystość oraz to, że nie będzie zawierała resztek łodyg i liści. Obywatele, niezależnie od zawodu, dostają wezwanie na zbiory. Pospolite ruszenie. Cały naród zbiera białe złoto. Oczywiście, zarabiając przy tym grosze. Zgięci wpół, wdychając opary pestycydów, bawełnę zbierają lekarze, prawnicy, nauczyciele. Na pola dostają wezwanie studenci, pracownicy biurowi i naukowi. Każdy musi wyrobić odgórnie ustalane normy, np. 60 kg dziennie. Odmówić nie można. Ludzie kombinują więc, jak się wymigać od morderczej pracy w trzydziestostopniowym upale. Łatwo nie jest. Zwolnienie lekarskie sprawy nie załatwia. Musisz przysłać kogoś na zastępstwo, a to oczywiście kosztuje (swemu zmiennikowi trzeba zapłacić około 100 dolarów, więc niemało) i jest obarczone ryzykiem. Bo czy aby na pewno ta osoba pójdzie zbierać bawełnę? Praca jest tak ciężka, że ucieczka ze 100 dolarami jest kusząca. A konsekwencje dla osób unikających zbierania bawełny są bezlitosne: kary finansowe, czasami utrata pracy. Na polach bawełny widać także dzieci, choć każdego roku budzi to oburzenie organizacji międzynarodowych zajmujących się prawami dziecka. Szacuje się, że nawet 450 000 dzieci jest zmuszanych do pracy na plantacjach. Oczywiście oficjalnie proceder został zabroniony po tym, jak kilka korporacji, na czele z H&M, Adidasem i Tesco, zaczęło bojkotować uzbecką bawełnę. W praktyce jednak nic się nie zmienia. Władza próbuje nawet propagować zbieranie bawełny jako obowiązek każdego patrioty i świetną okazję do tego, by obywatel mógł się przyczynić do dobrobytu kraju. Przypomina to próby koncernu McDonald’s, przekonującego o niepowtarzalnej okazji, jaką jest praca przy hamburgerach. Albo uzbecką wersję wuja Sama: Isłam Karimow, w niebiesko-biało-zielonym kapeluszu, z surową miną i wyciągniętym palcem wskazującym pyta: „A Ty? Zebrałeś już swoją bawełnę?”. Ciekawe jest to, że te przymusowe coroczne prace są nie tylko niezgodne z prawami człowieka, ale nawet z prawem pracy w samym Uzbekistanie. Nie zapominajmy jednak, że panuje tam dyktatura, sprzeciw może mieć zatem różne konsekwencje. I ludzie o tym wiedzą.”
Fragment książki Bartka Sabeli „Może (morze) wróci”
Autor podczas podróży zbierał materiał filmowy, z którego powstał krótki dokument. Film pt. W poszukiwaniu zaginionego morza zdobył pierwszą nagrodę w konkursie OFF na Festiwalu Trzy Żywioły w Krakowie w 2012 r. oraz nagrodę publiczności w kategorii ShotDoc na Festiwalu Filmów Trzy Żywioły we Wrocławiu.