Anna Jaklewicz spędziła w Chinach dwa lata, podglądając świat „małych ojczyzn” i odkrywając zaskakujące bogactwo kulturowe oraz etniczne. Pokazuje Chiny z innej strony niż ta powszechnie znana. Pisze o małych wioskach na południu i zróżnicowaniu nacji zamieszkujących ten kraj. Ta książka jest inna niż wszystkie, które dotychczas ukazały się w Polsce. Czytelnik nie znajdzie w niej typowych tematów kojarzących się z Chinami. Autorka nawiązuje do nich , jeśli wymaga tego kontekst, jednak na ogół skupia się na tych aspektach życia w Państwie Środka, które przeważnie pomija Wielka Historia — na codzienności ludzi zamieszkujących chińskie wioski i miasteczka.
„O wschodzie słońca sprzedawcy rozstawiają stoiska spożywcze. Można tu kupić bułki na parze albo zupy makaronowe. Zamawiam śniadanie. Sprzedawczyni nabiera dłonią zwitek grubego ryżowego makaronu, umieszcza go w głębokim sitku i na minutę zanurza w kotle z bulgocącym wywarem wieprzowym. Gotowa zupa, doprawiona szczypiorkiem, skwarkami i suszonymi, drobno posiekanymi papryczkami chilli, ląduje w miseczce szczelnie owiniętej foliową torebką. To bardzo praktyczny system. Talerzy się nie myje, tylko zmienia folię na nową.”
„Trochę później na targu zjawiają się kobiety z mniejszości narodowej Bulang. Łatwo je rozpoznać. Starsze noszą czarne turbany, proste, ciemne kaftany i długie czarne spódnice dekorowane czerwonymi, poziomymi pasami. Młode przeciwnie — gustują w jaskrawych kolorach: różach, fioletach i błękitach, a zamiast turbanów noszą chusty w kwieciste wzory. Kobiety Bulang są miłe i chętnie pozują do zdjęć. I dużo się śmieją, zwłaszcza oglądając portrety, które zrobiłam im chwilę wcześniej. A kiedy śmieją się, pokazują czarnowiśniowe zęby, według nich dużo ładniejsze od białych. Charakterystyczny ciemny osad powstaje wskutek wieloletniego żucia betelu — używki popularnej w wielu azjatyckich krajach. Betel to zawiniątka z liści pieprzu żuwnego, wypełnione mieszaniną nasion areki (rodzaj palmy), przypraw, a czasem także tytoniu i tzw. mleka wapiennego, czyli płynu powstającego z połączenia wapna i wody.”
„Tuż za Bada roztacza się urzekający widok na zielone doliny rejonu Xishuangbanna. Najciemniejsza i najbardziej intensywna wydaje się zieleń krzewów herbaty. To właśnie w tej części Junnanu rosną najlepsze gatunki. Także tutaj z listków czarnej herbaty wytwarza się słynną pu-erh. Jej specyficzny, trochę gorzkawy smak powstaje podczas procesu fermentacji. Przypisuje się jej także korzystny wpływ na zdrowie. Pu-erh ma między innymi przyspieszać przemianę materii, regulować pracę wątroby i obniżać ciśnienie krwi.
Cudowny widok na plantacje herbaty, pola kukurydzy i bambusowe lasy można podziwiać dopiero koło godziny 10.00. Wcześniej nie widać nic, bo góry toną w morzu białych obłoków. Potem na szczęście chmury znikają, a czyste niebo utrzymuje się do nocy. Następnego dnia cały cykl znów się powtarza. Tak jest w Xishuangbanna codziennie w porze suchej, od jesieni do wiosny. W porze deszczowej przeszkodą w wędrówkach stają się intensywne opady i nieznośne upały.”
Fragmenty książki Anna Jaklewicz „Niebo w kolorze indygo. Chiny z dala od wielkiego miasta”