Bornholm jest tak mały, że paliwo w baku w samochodzie zatankowanym w Polsce starczy na objechanie całej wyspy (może jednak warto samochód zostawić w domu, a wziąć rower lub wypożyczyć go na wyspie?).
Bornholm to bez wątpienia miejsce, które zaskakuje różnorodnością krajobrazu. Znajdziemy tu piętrzące się urwiska, jaskinie, do których wpływa się łódką, gęste lasy pełne wiewiórek, rzadkie orchidee przycupnięte w skalnych załomach czy ruczaje pełne ryb, które można łowić bez przeszkód.
Bornholmskie miasteczka tchną spokojem i tym co Skandynawowie za Niemcami nazywają gemytlighet („przytulnością”). Większość ich zabudowy jest niska, parterowa, wzniesiona w drewnie i kamieniu – materiałach, z którymi mimo epoki komputerów i rakiet wysyłanych w kosmos czujemy się w dalszym ciągu lepiej niż z betonem i szkłem. Ściany domostw mają pogodne, wesołe barwy, na ulicach, rzadko biegnących prosto, jest miejsce na kocie łby i koślawą ławeczkę w cieniu. Architektura, w połączeniu z żywą przyrodą, tworzy tu środowisko, w którym, jak w greckich wioskach, czujemy się bez wyraźnej przyczyny po prostu dobrze i skąd niechętnie ruszamy.
A tzw. zabytki? – spyta niedowiarek. A co powiedzieć o dwunastowiecznych kościółkach skrywających być może tajemnice templariuszy (a na pewno intrygujące malowidła sprzed setek lat), kamieniach ustawionych przez wikingów, z przejęciem opowiadających o łodziach, które poszły na dno, o największym w Europie północnej średniowiecznym zamku i ufortyfikowanym po zęby archipelagu? A kapelusz samego Diabła, który utknął w murze pewnej dzwonnicy na wschodzie wyspy? Bornholm jest wymarzonym miejscem na wakacje.
Rønne
Miasto to nie istniałoby, gdyby nie port. Już za czasów Hanzy był on najgłębszym na wyspie (9 m). Na statki ładowano głównie śledzie. Przez setki lat szlaki handlowe niczym pępowiny utrzymywały Rønne przy życiu. Dziś przeładowuje się tu rocznie 1,5 mln ton towarów. Miasto zbudowano na osuszonych moczarach, stąd jego nazwa – łacińskie Rothna pochodziło od rådden, czyli „gnijących”, i tak wyspiarze określali te tereny wcześniej. Po raz pierwszy Rønne figuruje w kronikach z 1149 r. Od 1327 r. ma prawa miejskie i od początku konkuruje o prymat na wyspie z Åkirkeby. Wygrywa dzięki nadmorskiemu położeniu. W Rønne istnieje dziś większość zakładów przemysłowych Bornholmu, ceramiczne i kamieniarskie zatrudniają łącznie kilkaset osób. To dużo jak na miasto, w którym żyje 14,5 tys. mieszkańców, jednak recesji w tej branży raczej się nie powstrzyma. Jeszcze do lat 70. XX w. w kamieniołomach pracowało około tysiąca robotników (obecnie na liście płac „De forenede Granitbrut” jest kilkadziesiąt osób). Od 1880 r. za pracą przybywali tu Szwedzi, których nie stać było na kupno biletu na prom przez Atlantyk. Zatrudniano też dzieci. Tutejsze pokłady granitu wykładzinowego mają różne odcienie, ale w Rønne przeważa ciemny, używa się go główne do wyrobu płyt nagrobnych. Przez wiele lat z kamienia budowano na wyspie kościoły i fortyfikacje, domy wznoszono natomiast w drewnie. Pierwszą cegielnię otwarto w Rønne dopiero w 1740 r.
Warto zobaczyć:
– port i starą kuźnię portową,
– historyczną Toldbodgade,
– Bagergade, czyli ulicę Piekarzy z najmniejszym domem miasta
– Vimmelskaftet – malowniczą uliczkę starego Bornholmu, na której większość domów pochodzi z XIX w.
Almindingen
To trzeci co do wielkości las Danii, z trzecim co do wysokości wzniesieniem kraju, powstał sztucznie (poza starymi zagajnikami, np. przy Jomfrubjerger i Christianshø) w XIX w., kiedy leśnik Hans Rømer zaczął na dawnych łąkach i ugorach sadzić drzewa. Prace rozpoczęto od obwiedzenia dzisięciokilometrowym murem pierwszych 800 ha, by ochronić sadzonki przed pasącymi się w pobliżu zwierzętami. Następca Rømera, Carl Fasting, dobudował dalsze 21 km muru i obszar szkółek objął dzisiejszą powierzchnię 24 km². Lasy Almindingen są bardzo urozmaicone, zarówno pod względem występującej tu flory, jak i ukształtowania terenu.
Na szczycie najwyższego wzniesienia Rytterknægten (162 m n.p.m.) zbudowano w 1856 r. kamienną wieżę (Kongemindet), upamiętniającą wcześniejszą (1851) wizytę w lasach króla Fryderyka VII i hrabiny Danner. Na południe od wieży leży Arnagerkællingernes frokoststen, czyli duży „kamień, na którym kobiety z Arnager jadły posiłek południowy”. Do nielicznych endemicznych gatunków należą graby rosnące w Dolinie Echa (Ekkodalen), jednej z większych atrakcji Almindingen. We wschodniej części lasów, nieopodal drogi (Segenvej) na Østermarie (i Svaneke) leży drugie co do wielkości na wyspie jezioro. Nazywa się Bastemose i okolone jest rozległym trzęsawiskiem, w sitowiu którego składa jaja kilkanaście gatunków kaczek. Zainteresowani ornitologią powinni wspiąć się na platformę obserwacyjną. Dookoła jeziora biegnie ścieżka otoczona łąkami porośniętymi dzikimi orchideami i roślinami żywiącymi się owadami.
Nexø
Jest to drugie co do wielkości miasto wyspy, mieszka tu ok. 4 tys. ludzi. Większość z pracujących zatrudniają w dalszym ciągu kutry i zakłady przetwórstwa ryb, m.in. fabryka tranu, ale rybołówstwo jest w wyraźnej defensywie. Było ono przez setki lat głównym źródłem utrzymania mieszkańców. Łodzie bornholmskie, w odróżnieniu np. od polskich trawlerów, nie były nigdy duże i nie zapuszczały się za rybą zbyt daleko. Ze starej zabudowy Nexø ostało się więc niewiele – m.in. tzw. nowy ratusz z 1856 r. przy Købmagergade z czterema kominami, mieszczący dziś komisariat policji. Miasto należy jednak do tego typu miejsc, w których, nawet bez wyraźnego powodu, przybysz czuje się dobrze. Może to zasługa zadbanych, niskich obejść krytych czerwoną dachówką? Na północ od rynku leży dzielnica Svenskebyen z 75 domami podarowanymi przez państwo szwedzkie po zakończeniu wojny.
ALLINGE i SANDVIG
Miasteczka ALLINGE i SANDVIG występują tu razem, są bowiem do siebie bliźniaczo podobne. Nawet więcej, są syjamsko bliźniacze, bo właściwie ze sobą połączone. Między ich centralnymi częściami (jest oznaczenie przy spinającej oba osiedla Strandvejen, 200 metrów na północ od terenów sportowych, Idrætsplads) leży Madsebakke z rytami naskalnymi (helleristninger) sprzed ok. 3,5–4 tys. lat (niektóre źródła podają, że sprzed 2,5 tys. lat). To najliczniejsze tego typu rysunki w całej Danii. Przedstawiają one m.in. symbole stóp (fodtegn) i 11 okrętów, po duńsku skibe (jeden z „Kołem Słonecznym”). Największy ze statków wyryto na osobnej skale, ok. 15 metrów od głównej. Pochodzi z 900 roku p.n.e.
W Allinge znajdują się wędzarnie oraz dom kupiecki z magazynem (Det Gamle Pakhus). Port, wyłupany w skałach, chroniony jest skutecznie przed kaprysami morza. Wzdłuż niego biegnie ulica (Havnegade), przy której można zjeść w niewielkich rodzinnych restauracjach urządzonych w starych domach. Na ¬pobliskim ¬Lindeplads co środę odbywa się targ.
Hammerknudden
Na północ i zachód od Sandvig rozpościera się Hammerknudden (Hammeren). Jest to właściwie olbrzymia bryła granitu, jak falochron wchodząca w morze. Od strony lądu jej stoki opadają łagodnie, tworząc rozległe łąki pokryte wrzosem. W dolinie leży największe jezioro wyspy. Jeśli zdefiniować kulturę jako wszystko, czego dotknie (i co zmieni) ręka człowieka, to Hammeren (z małymi wyjątkami, np. odkrywkami czy latarniami) należy jedynie do świata przyrody. W niektórych częściach cypla, w uskokach skał czy wśród niskich traw i powykręcanych wichurą drzew odnosi się wrażenie, że dzieje ludzkości dopiero się zaczną.
Hammeren jest doskonałym miejscem na spacery, w lecie piknik i drzemkę po nim. Trasa, biegnąca wzdłuż wybrzeża, obejmuje partie piękne widokowo i kilka zabytków, a kończy się wizytą w jednych z najbardziej imponujących ruin średniowiecznych w północnej Europie.
Ertholmene (Ertholm)
Ertholm jest małym archipelagiem leżącym kilkanaście kilometrów na północny wchód od Bornholmu. Statek dociera tu w ciągu godziny. Wyspy, otoczone mieliznami i groźnymi rafami, leżą w jednej linii, jakby nanizane na niewidzialną nić. Wedle podań miały powstać z odpadków ładowni olbrzymiego okrętu, który zszedł z kursu na tych wodach. Cztery wyspy są większe: Christiansø, Frederiksø, Græsholmen i Tot (Tat). Reszta to nagie szkiery. Archipelag ma ok. 100 stałych mieszkańców. Działa tu niewielka szkoła, w której pracuje czworo nauczycieli (w tym dwójka rodziców). Uczęszcza do niej kilkanaścioro dzieci, które po osiągnięciu 13 lat uczą się dalej na „kontynentalnej” Zelandii. Lekarz przyjmuje codziennie przed południem. Ma do dyspozycji kuter Ministerstwa Obrony, zwany „Słoniem”, a w nagłych wypadkach helikopter. Na wyspach działają biblioteka i chór, ludność organizuje bal noworoczny i karnawałowy (w sali o nazwie „Księżyc”). Poza sezonem do wyspy dobija tylko łódź pocztowa ze Svaneke.