Domy farbą ze statków malowane.
Jakieś 200 lat temu w argentyńskiej dzielnicy La Boca spotkali się potomkowie rdzennych Indian, gauchos, czyli pasterze bydła pracujący wcześniej na bezkresnych pampach oraz wielonarodowi emigranci z Europy, w tym Włosi, Żydzi, Hiszpanie i Niemcy. Każdy z nich wnosił do nowego miejsca zamieszkania kawałek swojego świata. Włosi dosłownie udomowili to miejsce stawiając kolejno kamieniczki o dużej ilości pokoi i z balkonami, z których wchodziło się do mieszkań. Do malowania elewacji używano resztek farb ze statków. Dzięki temu dzielnica La Boca zamieszkała przez ubogą część mieszkańców Buenos stała się przyjemną przestrzenią, a jej ulice miejscem odpoczynku i zabawy.
Spotkanie przy muzyce
Gauchos przesiedleni do miasta przywieźli ze sobą muzykę, honor i niezależność. Przypatrując się na pampie Murzynom podchwycili ich rytmiczne dźwięki i gesty. Sama nazwa „tango” wywodzi się od słów „cum-tan-go”, które śpiewali niewolnicy przybywający do Ameryki Południowej. Europejczycy dodali do melodii elementy flamenco, walca a nawet mazura.
Nietrudno sobie wyobrazić jak wyglądały wieczory na La Boca. Tygiel kulturowo-językowy, nieznani sąsiedzi, praktycznie żadne poczucie bezpieczeństwa i wielka tęsknota za tym, co było. Wystarczył stolik przed domem i kilku kompanów. Do tego dwa proste instrumenty: gitara i bandoeon. Bariery językowe znikały wraz z czasem i ilością wspólnie wypitego alkoholu. Kto potrafił, ten śpiewał lub grał. Kto potrafił tańczył. Początkowo tancerkami były tylko prostytutki, bo tango od początku budziło kontrowersje, może nawet i obrzydzenie. A był to taniec emocji nieznanych wcześniej. Była i nadal jest w nim wielka żałość i tęsknota, pragnienie nowego, pragnienie miłości i pewna dawka erotyki.
Dzisiaj uliczki La Boca są jakby “wycięte z tego świata”. Wystarczy usiąść przy stoliku i wsłuchać się w rytm ulicy. Już pierwsze dźwięki muzyki i dosłownie przeskakujące między tancerzami iskry namiętności przenoszą w inną rzeczywistość. Można tam siedzieć godzinami.
Skłóceni kochankowe
Mniej więcej 100 lat temu za sprawą Carlosa Gardela, a właściwie jego kompozycji świat poznał tango jakiego wcześniej nie było. Przede wszystkim potrzeba było, żeby tango pokochał Paryż – ówczesna europejska stolica awangardy w sztuce. W 1910 do Francji przyjechał Ricardo Güiraldes, aby zatańczyć tango na oczach paryskich dostojników. Od razu “grzeszny” taniec zyskał sobie popularność i akceptację na europejskich salonach.
Mówi się, że tango jest tańcem skłóconych kochanków. Jedyny taniec standardowy, w którym wolno i trzeba patrzeć w oczy partnera. Pozwala krzyczeć i zawzięcie milczeć, uciekać i powracać, odrzucać i przyciągać. Kochać i nienawidzić. Tango jest wewnętrzną walką a jej wyrazem gesty i ruch. Mówi się też, że tango wyraża grzeszne myśli. Dlatego też przyglądając się z uwagą kolejnym tancerzom w Carlos Garden odkrywamy niezmienność ludzkich emocji związanych z miłością. A emocje są w oczach tych osób i są niezależne od wieku. Spójrzmy na pary a potem zatopmy się w melodię…