Startujemy z Avanos – centrum hetyckiej ceramiki. W położonym na starożytnych ruinach miasteczku możemy odnaleźć niemal 300 warsztatów zajmujących się wyrobem talerzy, dzbanów i miseczek z gliny wyławianej z największej tureckiej rzeki Kizilirmak i ozdabianych oryginalnymi wzorami. W pensjonacie ulokowanym w odbudowanym anatolskim domu mamy pierwszą okazję na spróbowanie regionalnego jedzenia a także na usłyszenie tradycyjnej muzyki na żywo.
Nasza droga wiedzie wzdłuż Czerwonej Rzeki, po jej przekroczeniu wjeżdżamy do samego serca Kapadocji. Mamy też okazję odwiedzić karawanseraj położony na starodawnym Jedwabym Szlaku. Dalej, w rejonie Goreme podziwiamy sławne na cały świat skalne grzyby, kominy i wykute w skałach domy, kościoły i… gołębniki. Konie sprawnie wspinają się to ścieżce prowadzącej wśród falujących, wulkanicznych skał a zachód słońca nad Różową Doliną w Çavuşin zapiera dech w piersiach. Jeżeli komuś uda się przełamać zmęczenie całodzienną jazdą i wstanie przed wschodem słońca, ma szansę podziwiać dziesiątki balonów wznoszących się nad bajkowymi dolinami.
Po opuszczeniu Parku Narodowego ruszamy w góry. Długo wspinamy się piaszczystą drogą a pył wdziera się do oczu jak w czasie piaskowej burzy. Mijamy skalne miasto Ortahisar i otworem przed nami stoi Kapadocja górska, dzika, nieturystyczna. Wioski przyklejone niemalże do skał, z kamiennymi, stromymi uliczkami, wykute w skale komnaty mieszkańcy wykorzystują jako magazyny i zagrody. Nie ma tutaj sklepów, hoteli, nawet popularnych straganów z sokiem świeżo wyciskanym z pomarańczy i granatów. Nocujemy w domach gościnnych tureckich rodzin.
Wąską, kamienistą dróżką przedzieramy się w doliny, których stoki pokrywają winnice. Jest wrzesień, czas zbiorów i winogrona rosnące na krzakach są słodkie jak cukierki. Nie można się im oprzeć i to właśnie ich smak jest dla mnie smakiem Kapadocji. Kierujemy się na północ, ponownie przekraczamy Czerwoną Rzekę i zbliżamy się do zalewu utworzonego 3 lata temu. Wielka tafla wody diametralnie zmieniła klimat regionu i teraz niemal cały dzień jedziemy na skraju burzy. Niespotykane wcześniej ulewne deszcze zalewają pola, rozmaczają gliniaste drogi i brunatnym strumieniem zalewają ulice, ale widok z góry jest fantastyczny, zwłaszcza w czasie czerwonego zachodu słońca, który podziwiamy wygrzewając się z termalnych basenach tureckiej łaźni.
Ostatniego dnia zwiedzamy jeszcze podziemne miasto w Özkonak. Takich miast, w których żyli chrześcijanie chroniący się przed prześladowaniami jest w okolicy więcej. Niektóre mają nawet 10 poziomów i są wyposażone w system wentylacyjny, studnie, winiarnie i zagrody dla zwierząt. Ruszamy przez góry z powrotem do Avanos mając przed sobą widok na niemalże całą naszą trasę.
To była niezwykła wyprawa nie tylko ze względu na niecodzienny klimat konnej wędrówki i urok regionu. Podróżowaliśmy w małej, międzynarodowej grupie, pod opieką świetnych przewodników, dzięki czemu nie mieliśmy poczucia uczestniczenia w turystycznym spędzie. Konie były zadbane i dobrze ułożone, organizacyjnie wszystko było dobrze przemyślane – trasa była ciekawa i urozmaicona, tak by pokazać różnorodność Anatolii. Jeśli dodać do tego świetne, regionalne jedzenie (codziennie inne!) i fantastyczną pogodę otrzymujemy wycieczkę, której nie można zapomnieć.
Zainteresował Cię kierunek? Sprawdź więcej tutaj: oferty na wakacje w Turcji w Travelplanet.pl