Mam 2 metry 8 centymetrów wzrostu, moi 13-letni synowie już po 185 cm. Na Maderze pierwszy raz w życiu to my poczuliśmy się, jak w krainie olbrzymów. Spacerowaliśmy wśród paproci, które były jak palmy i dmuchaliśmy w mlecza wielkości pomarańczy. Niezwykły klimat tej wyspy sprawia, że wszyscy czują się tam jak w wielkim ogrodzie botanicznym.
Jak z jednej strony tej pełnej zieleni wulkanicznej wyspy, przejeżdża się na drugą, gdzie świeci słońce. Na tej wyspie wiecznej wiosny oddycha się na pełną piersią i odzyskuje radość życia. Teraz nie dziwię się, że na Maderę przyjeżdżali nabrać sił Hemingway, Churichill czy Piłsudski, a z depresji leczyła się tu księżna Sissi. No i urodził się tu Christiano Ronaldo, którego domu moja sportowa rodzina nie omieszkała odszukać.
Do Funchal stolicy Madery, zawsze mogliśmy wrócić z każdej wycieczki po wyspie, czy to z najwyższych klifów w Europie czy z wyprawy do środka wulkanu, bo kierowaliśmy się w stronę wielkiego posągu Jezusa, który góruje nad miastem. A jak się nam nie chciało zwiedzać, to szliśmy pograć w koszykówkę, wskakiwaliśmy do basenu, a wieczorem szliśmy na portugalskie wino, to znaczy ja na wino, a moi chłopcy na lody. Fajna przygoda, jeszcze nie raz tam wrócę.