Pomarańczowe piaski pustyni Namib

Szlak Wina, czyli rozkwit enoturystyki
Karaiby z wysokości 11 piętra
marker
Namibia
mix
Dzika przyroda
Tekst i zdjęcia:
Alicja Krawczyńska
Nie lubię zimy. Nie lubię mroźnych poranków, oblodzonych dróg i zachmurzonego nieba. Notorycznie gubię rękawiczki. Wybieram lato, najlepiej upalne i słoneczne. Uwielbiam spędzać czas tam, gdzie są wielkie przestrzenie i cisza.

Już od pierwszych chwil przylotu do Windhoek, stolicy kraju, zanurzyłam się w ciepłym i suchym powietrzu. Od razu dało się zauważyć, że miasto jest czyste i, jak się później dowiedziałam, uznawane na najczystsze w całej Afryce. Widać też wyraźnie wpływy niemieckiego protektoratu, mimo, że trwał tylko około 30 lat, na przełomie XIX i XX wieku.

Droga do Sossuslvei Logde, gdzie spędziłam dwa dni, zmienia się wraz z odległością od stolicy. Nawierzchnia z asfaltowej staje się szutrową, wokół coraz mniej drzew a na horyzoncie pojawiają się góry. W czasie drogi okazja na pierwsze spojrzenie na mapę. Zorientować się w niej pomaga Jurek, przewodnik z biura Air Tours Kraków, organizatora wyprawy. Jedziemy na południowy wschód w kierunku wybrzeża, którego cały pas o szerokości od ok. 50 do 150 km to pustynia Namib. Po kilku godzinach spędzonych w autokarze docieramy w pobliże granic Namib Haukluft Park a w ciągu kilku następnych minut do naszych bungalowów, położonych bezpośrednio na piaskach sawanny. Widok z tarasu, cisza i krajobrazy od razu skojarzyły mi się ze znajomymi scenami z „Pożegnania z Afryką”. Pierwszy zachód słońca, pierwsza kolacja w restauracji pod gwiazdami i pierwsze obserwacje afrykańskiego nieba w poszukiwaniu Krzyża Południa a ja już byłam zachwycona!

Następnego dnia o poranku wyjechaliśmy w stronę wydm.  Z okien autokaru, potem jeepów przyglądaliśmy się górom piasku, które skrzyły się w słońcu. Piasek przybierał różne odcienie pomarańczowego: od bardzo intensywnych, rudawych przez morelowe i łososiowe do tonacji bliższych żółtego. Bezchmurne niebo i wyschnięte trawy uzupełniały pejzaż, który podziwialiśmy i uwiecznialiśmy na zdjęciach. Do fotografii pozowały antylopy oryks i springbok.

Zastanowiło mnie życie na pustyni, gdzie średnia roczna opadów to około 10 mm (w Polsce 600 mm). Krzewinki, które tam spotkaliśmy, każdego dnia o poranku zasila mgła niesiona przez wiatry znad oceanu, nawet do 50 km w głąb lądu. Z łatwością rozpoznaliśmy też całą Little Five, czyli żmiję karłowatą, gekona, pająka, kameleona i jaszczurkę. Śledziliśmy ich tropy, gdy uciekały w stronę swoich kryjówek.

W drodze do Martwej Doliny (Dead Valley) minęliśmy wydmę nr 45, jedną z niewielu, na które można oficjalnie wejść. Martwa Dolina słynie z rozległych wydm i wyschniętego jeziora z białym, wapiennym dnem i uschniętymi drzewami. Jest tak wdzięcznym tematem fotograficznym, że można ją zobaczyć na większości pocztówek z Namibii.  Rzeczywiście, naszym oczom ukazał się niesamowity widok, szczególnie z góry, z jednej z wydm, na którą weszliśmy po krawędzi.

Szkoda, że nie można było wejść na inne wydmy i zostać tam dłużej. Namibia bardzo dba o środowisko naturalne. Wyznaczyła wielkie obszary na parki narodowe, rezerwaty przyrody, pilnie strzegąc wstępu do nich i wyznaczając jasne zasady pobytu. Na terenie parku Namib spotkaliśmy niewiele osób. Uważam, że to dodatkowy wielki plus dla tych okolic. Jest szansa, że dłużej zostaną czyste i nieucywilizowane. A dla turystów spragnionych malowniczych ujęć na zdjęcia są jeszcze dwie rewelacyjne atrakcje: przelot balonem o świcie nad wydmami lub przelot awionetką, tuż przed zachodem słońca. Następnym razem skorzystam przynajmniej z jednej z nich.

Wędrując przez piaski, stojąc na suchym dnie jeziora a potem na samej górze wydmy i podziwiając cuda natury wsłuchiwałam się w świst wiatru. W takim miejscu, w takiej odległości od domu wszystkie sprawy nabrały innych proporcji. Wróciłam do nich z nową energią.

POWRÓT DO LISTY INSPIRACJI

POPULARNE PODRÓŻE